Blog Fryderyka

Bądźmy lepszą wersją siebie samych

O leczeniu i etyce.

Leczenie dotykiem jest najprawdopodobniej najstarszą formą terapii, wzbudzającą w organizmie reakcje, dzięki którym pozostaje dłużej zdrowy. Dotyk jest również naturalnym i wrodzonym odruchem, dzięki któremu próbujemy zrobić to, co w naszej mocy, by pomóc bliskim. Łapiemy i przytulamy nasze dzieci, dotykamy siebie nawzajem, przekazując miłość i dobrą energię, łapiemy się za bolące miejsca, czując gdzieś w głębi serca, że to wystarczy. Że mamy tę moc… Dobry dotyk niesie emocje, wibracje i bioenergię, dzięki której możemy leczyć: siebie i innych. Samo przytulanie może zwalczyć ciężkie choroby, uśmierzyć ból lub przynajmniej wspomóc proces leczenia. Wszyscy o tym wiemy.

Terapie dotykowe mają wspólny mianownik, choć pochodzą z różnych czasookresów i szerokości geograficznych. Wszystkie powstały spontanicznie, jako naturalna droga do zdrowia. Refleksologia, z całą pewnością pojawiła się wtedy, gdy kogoś z naszych przodków rozbolała stopa. Najprawdopodobniej, osoba ta złapała się za stopę i odruchowo ją rozmasowała. Pojawienie się masażu stóp, było tylko kwestią czasu. W kolejnych stuleciach, musiano zauważyć, że poszczególne części stopy lub ciała oddziałują na inne, a rozmasowanie na przykład zgrubienia na kostce, niweluje ból w biodrze. I tak dalej. Gdyby nie średniowiecze, ponad tysiącletnia czarna dziura w historii ludzkości, być może potrafilibyśmy teraz więcej. Choć z drugiej strony, cieszę się, że mogę jeszcze coś odkrywać.

Dotyk i energia są w naturopatii nierozdzielne i nie mogą istnieć bez siebie. Ciało człowieka jest przecież zbudowane, tak jak wszystko we wszechświecie z energii, i tylko inny jej rodzaj może na nią wpłynąć. Lekarze widzą ciało, jako bryłę mięsa, w której zachodzą liczne procesy fizjologiczne. Gdy coś nie działa, aplikują różnego rodzaju trucizny, które w małym stężeniu nazywają lekami. Leki nie zabijają, ale szkodzą. Jeśli ktoś uważa inaczej, zwyczajnie brakuje mu wiedzy. Działania uboczne są wyszczególnione na każdej ulotce, dołączonej do opakowania. Naturoterapeuci korzystają stawiają na profilaktykę, a gdy jest na nią zbyt późno, korzystają z dobrodziejstw natury lub stymulują ciało, zachęcając je do podjęcia walki z patogenami. To niesamowite, że tak wiele ludzi zapomniało, że nasz organizm posiada cudowne właściwości do samoleczenia. Przecież wszyscy wiedzą, co to jest placebo i jakie daje rezultaty. Puste kapsułki, pozbawione substancji leczniczych, działają tak samo jak najsilniejsze leki, jeśli tylko pacjent uwierzy w ich działanie. To jest właśnie uśpiona siła w każdym z nas! I to uruchamiają terapie dotykowe: akupresura, refleksologia, akupunktura i wiele innych, mniej znanych metod.

W przeciwieństwie do lekarzy, naturoterapeuci widzą człowieka holistycznie, traktując go jako całość, funkcjonującą i współdziałającą z otaczającym ją światem. Przecież nasze ciało składa się z organów, a te z tkanek i później komórek. Każda komórka to cegiełka, z której jesteśmy zbudowani. Znajdują się w niej organelle, a te z kolei zbudowane są z atomów. Atomy składają się z mniejszych elementów: neutronu, protonu i krążącego wokół nich elektronu. A te stworzone są z kwarków, które powstają z energii. Patrząc z tej perspektywy, wszystko jest energią. Nawet zamknięte na prawdę, nieczułe, kamienne serca niektórych.

Choroby powstają z energetycznych zaburzeń. Przecież to jest oczywiste. Gdy się denerwujemy – chorujemy. Gdy nie mamy przestrzeni dla siebie i ciągle żyjemy w stresie, pojawiają się zaburzenia, które prowadzą do chorób układu pokarmowego, krążenia i tak dalej. Niektórzy myślą, że pomogą im leki, a one tylko usypiają symptomy, rujnując po cichu inną część naszego ciała. I czasami ducha. Znam wielu ludzi, którzy nie tylko nie wyzdrowieli, ale nawet zmarli z powodu lekarstw. Najczęściej zabójcze, okazywały się leki cytostatyczne, przeciwbólowe, sterydy i szczepionki. I to, w naszym współczesnym świecie jest okej. Lekarz dał truciznę, która zabiła pacjenta. „Zdarza się”. Gdyby nie pomogły ziółka, albo akupresura, pełen hejtu słowotok, nigdy by się nie skończył.

Z drugiej strony, medycyna alternatywna jest często traktowana bardzo płytko. Wiele osób przyjmujących klientów w gabinetach, nie ma zamiaru skalać się wiedzą, bez której jakiekolwiek formy wspomagania leczenia stoją pod znakiem zapytania. I te osoby najczęściej wygłaszają teorie, z których niektóre mogą okazać się szkodliwe dla innych. Sam byłem świadkiem tak wielu błędów popełnionych przez naturoterapeutów, że raz za razem odbierało mi mowę. A wystarczyło przecież posiąść podstawową wiedzę i mieć świadomość, że liścia senesu nie łączy się z korzeniem lukrecji, zwłaszcza u osób starszych, bo spowodować to może utratę jonów potasu, a żeńszeń nie jest najlepszym pomysłem na wzrost aktywności u osób z cukrzycą. Albo, że masażu refleksologicznego nie wykonuje się u osób po przeszczepie, bo może to doprowadzić do śmierci klienta. Że kamertonów i mis tybetańskich nie stawiamy na rozruszniku serca… Można by tak wymieniać. Niestety brak regulacji prawnych doprowadził do choasu, gdzie każdy, bez wyjątku może być terapeutą. Dietetyk może skończyć jednodniowy kurs i karmić swoimi pomysłami ludzi. Czasami słucham, co mówią „współcześni znawcy diet” i każdy mówi coś innego. Refleksologiem można być bez żadnego kursu. Firmy szkoleniowe wprowadzają ludzi w błąd, wmawiając im, że muszą zdać egzamin i uzyskać dyplom, który tak naprawdę nie ma żadnej wartości. Masażysta może otworzyć gabinet, z byle jakim papierkiem. Kurs online wystarczy. Psychoterapeuta, może obwołać się znawcą psychiki ludzkiej i leczyć pacjentów z zaburzeniami psychicznymi… Tak to wygląda. A mnie nie chodzi o papier, tylko o to, żeby terapeuci byli osobami godnymi zaufania, a nie szarlatanami odwalającymi manianę!

Rozumiem wszystkich tych, którzy nie mają pojęcia, co robić, bo chaos informacyjny wprowadza celowe pomieszanie. W Indiach na przykład działają swoiste gangi, które wprowadzają w błąd turystów – żółtodziobów, doprowadzając ich do rozpaczy. I gdy tamci mają już dość, oferują płatną pomoc. Na tej samej zasadzie funkcjonuje cały współczesny świat. Jesteśmy zarzucani reklamami leków, zmuszani do przyjmowania szczepionek na chorobę, która jest z nami od zawsze, zastraszani i maltretowani przepisami ograniczającymi naszą wolność, zniewalani przepisami nakazującymi spowiadać się państwu z tego, na co wydajemy pieniądze. Doprowadzani do łez, do stresu i w końcu do chorób. Ale czy ktoś myśli, że utrzymywanie osób powyżej 65 roku życia, ma dla systemu jakiś sens? No właśnie. Dlatego też współczesność stara się zmieść osoby starsze z powierzchni ziemi tak szybko, jak to możliwe. A jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, należy zapytać, czemu na przykład system wycofuje się z finansowania chorób rzadkich, trudnych do wyleczenia lub kosztownych. Każdy z nas przecież widzi codziennie, bezradnych rodziców i umierające, cierpiące dzieci, które nie obchodzą nikogo. Niepotrzebnie przywykliśmy do okrucieństwa i bezduszności.

Leczenie dotykiem jest bardzo skuteczną metodą wskazującą drogę do zdrowia, która jest tania i jeśli dobrze wykonana – pozbawiona skutków ubocznych. Refleksologia wykorzystuje fizyczne punkty na ciele, które nazywa refleksami. Ich stymulacja wpływa na ośrodkowy układ nerwowy i endokrynalny, prowadząc w rezultacie do równowagi w organizmie. Akupunktura i akupresura koncentrują się na wyrównaniu energii w zewnętrznych kanałach energetycznych, zwanych meridianami. Odpowiednia stymulacja punktów na ciele, prowadzi do homeostazy energetycznej i tym samym do poprawy zdrowia. Terapia biegunowości jest techniką równoważącą energię pomiędzy punktami dodatnimi i ujemnymi. Dzieki takiemu wyrównaniu energii, wyrównuje się bilans przemian wewnętrznych w organizmie, co gwarantuje wewnętrzną harmonię. Bioenergoterapia, Kwantowy Dotyk oraz leczenie wibracjami doprowadzają do wyrównaniu energii w wewnętrznych kanałach energetycznych, co inicjuje proces oczyszczania od wewnątrz. Rezultaty są niemal natychmiastowe. Reiki jest rodzajem bioenergoterapii i polega na przekazywaniu życiodajnej energii, również na odległość.

Mniej znane metody, wywodzą się z kultur południowoamerykańskich, afrykańskich i europejskich. Nic nie działa lepiej na trawienie i nie łagodzi napięć jak słowiański masaż brzucha. Albo bańki, które potrafią zabrać ból i stan zapalny już po pierwszym zabiegu. Różnego rodzaju opukiwania, klaśnięcia, uderzenia pękami ziół potrafią zdziałać cuda, bo tak nazywane są szybkie i niespodziewane wyleczenia. Przytulenia, uściski, miejscowe nagrzewania i oziębiania… to wszystko jest spuścizna ludzkości, którą pchamy w otchłań zapomnienia. Nie dopuśćmy do tego. Uczmy się i rozwijajmy.

Możliwość komentowania Bądźmy lepszą wersją siebie samych została wyłączona

Prawo do swobodnego oddechu

Maseczki stały się częścią ubioru. Niestety. Było mi smutno, gdy zobaczyłem kolekcję ubrań ślubnych, z kagańcami dopasowanymi kolorystycznie do innych, ozdobnych części garderoby. Zrobione z materiałów utrudniających oddychanie i mających się nijak do ochrony zdrowia, obnażyły po raz kolejny głupotę… choć chyba bardziej, strach ludzki. Bo nasza współczesność zbudowana jest na irracjonalnych lękach, będących żyłą złota dla tych, którzy je roztaczają. Fabrykanci strachów wmówili ludziom, że dzięki maseczkom będą bezpieczni. Zresztą innego zdania mieć oficjalnie nie wolno. Za wolność słowa i wyrażanie własnych poglądów grozi kara, tym bardziej surowa, im bardziej demokratyczny kraj.

Ostatnio rozmawiałem z Niemką, która uzbrojona w maskę wychwalała niemiecki rząd za heroiczną walkę z wirusowym zagrożeniem. Nie wiem skąd ssała informacje, ale według niej, w Niemczech ludzie „uchronili się przed śmiercią, w przeciwieństwie do innych krajów”. Ja też na własne oczy widziałem, jak rozbestwione sensacją media, pokazywały wywożone ciężarówkami trupy, rzekomo masowo padnięte pod ciężarem wuhańskiej klątwy (Ach przepraszam, rządzący ustalili, że nie można tak mówić, bo to wzbudza niechęć do narodu chińskiego, a to przecież nasi przyjaciele są. N’est-ce pas?). Ale wróćmy do zakryć twarzy. Podczas reżimu maseczkowego (i później szczepionkowego), bezustannie jeździłem pociągami przez Europę: z Londynu przez Niemcy do Warszawy lub na Maltę, przez wiele krajów. W środkach transportu bezustannie jadłem, doprowadzając (szczególnie niemieckich) konduktorów do wybuchów złości, bo nawet przez chwilę nie zasłaniałem twarzy. Jeść jednak miałem prawo. Wielokrotnie spotykałem się też z wyraźną dezaprobatą współpasażerów, czujących się w mojej odsłonionej prezencji niekomfortowo. Myślę, że podobny szok wzbudziłaby Afganka, nagle zdejmująca burkę. Co kraj, to obyczaj. Święta prawda.

Jedząc, przyglądałem się nosicielom masek. Najczęściej zakrycia twarzy były wilgotne, wytłamszone i poplamione. Większość z tych osób nie rozumiała tego, co robi. Chyba każdy widział, jak rozwijał się savoir – vivre w koronkowej epoce. Maseczki zakładało się w pozycji stojącej i zdejmowało podczas siadania przy stole. Kładło się je obok sztućców, lub wkładało do kieszeni, w której znajdowały się inne przedmioty. Po kilku rundach, na kagańcach znajdował się cały patogen świata, czego dowiodły liczne badania (podobno publiczne deski kiblowe miały mniej zróżnicowane mikrocywilizacje). Niektórzy w maseczki smarkali, co je dodatkowo usztywniało.

Maseczki i dystans miały nas chronić. Tak nam wmawiano. Ludzie wierzą w słowo płynące z nadajników. Potrzebują autorytetów lub chociaż kozłów ofiarnych. Wtedy im lżej. Utrata wolności, dla wielu, nie jest wygórowaną ceną. Dlatego większość posłusznie ukryła się pod maskami tracąc wolność i zdrowie. Alienacja i oddychanie przez zasłony spowodowały znaczny spadek odporności, zarówno indywidualnej, jak i stadnej. Ludzie rzadko chorowali tak, jak teraz. Nie pamiętam masowych sraczek, odpornych na medykamenty gorączek, odwodnień, omdleń i spadków poziomu cukru na taką skalę. Zdrowe dzieciaki trafiają do szpitala z powodu przeziębień, bo im cukier spada! A frekwencja w wielu szkołach jest najgorsza ever! No i ludzie potrafią chorować trzy razy w miesiącu, mając podobne objawy. Zastanawiam się, na ile to wszystko było celowe. Przecież wiadomo, że unikanie patogenów i wychowywanie dzieci w sterylnych warunkach prowadzi do katastrofy (Zauważyliście, że ludzie noszący maseczki ciągle kaszlą?).

Zajmuję się medycyną alternatywną. Uważam, że wzmacnianie odporności ma priorytetowe znaczenie. Niestety współcześni zapomnieli o tym, że właściwe: odżywianie, oddychanie, poruszanie się i wypoczynek warunkują nasze zdrowie. Otaczająca nas z każdej strony dezinformacja i chaos, nie pomagają. Bo ludzie naprawdę nie wiedzą, komu zaufać. Nikt przecież nie chce cierpieć lub chorować. Komu więc ufać? Według mnie, najlepiej sobie, poświęcając własnemu ja więcej czasu. Czy wiecie, że na przykład najlepszym testem na nietolerancje pokarmowe są nasze własne obserwacje? Trafiający do mnie cierpiący ludzie, często pokazują laboratoryjne wyniki, z których nic nie wynika. Lekarze mają czelność nazywać ich hipochondrykami, przepisując im niszczące organizm sterydy. A czasami wystarczy wykluczyć jeden składnik z diety, zmienić otoczenie, skorzystać z masażu… Obserwacja własnego ciała jest najważniejsza.

Dotyk zawsze pomaga. Refleksologia jest częścią terapii dotykowych, wchodzących w skład terapii zarówno konwencjonalnych, jak i alternatywnych. Właściwie aplikowany dotyk umacnia kondycję psychiczną, usprawnia działanie układu odpornościowego i ogólnie poprawia zdrowie. Właściwy dotyk nie może być jednak ograniczany przez maseczki, przyłbice, fartuchy lub rękawiczki. Jeśli ktoś boi się dotykać innych, zrobi lepiej wybierając pracę w laboratorium lub w biurze, gdzie może odciąć się od wszystkiego, nawet od roślin doniczkowych. Jednak wybierając zawód refleksologa, lub terapeuty dotykowego, należy zrozumieć, że dotyk polega na przekazywaniu bodźców: fizycznych, energetycznych i emocjonalnych.

Maseczki bardzo nas od siebie oddaliły. Ludzie powoli tracą umiejętność odczytywania emocji z twarzy. Jest to widoczne szczególnie u dzieci, które w okresie dorastania i intensywnego przyswajania informacji z otoczenia, zostały odcięte od innych ludzi. Jaki procent dzieci wykazywał nieprawidłowości w zachowaniu trzydzieści lat temu? A jaki procent ma problemy tego rodzaju teraz? Statystyki wypadają dość kiepsko. Ponadto zakrycia twarzy spotęgowały wiele zaburzeń o podłożu psychicznym u dorosłych. W otchłani umysłu wyszło wiele stanów lękowych, obsesji i niechęci. Niektórzy ludzie boją się swobodnie oddychać. A oddech jest ważny. Być może najważniejszy. I nie mam na myśli tylko fizycznej czynności. Chodzi o dobrą energię i miłość. Przecież o to w życiu chodzi. C’nie?

Możliwość komentowania Prawo do swobodnego oddechu została wyłączona

Żyć i umrzeć bez żalu – oto moja jedyna religia*

„Ten, kto szuka odwetu, powinien wykopać dwa groby”**

Idąc przez piekło, jeden z moich przewodników duchowych zauważył, że wszystkie istnienia, które tam przebywały, targane były nienawiścią do innych osób. Nie potrafiły wybaczyć i targane konwulsjami, skazywały siebie samych na – być może – wieczne męki. Niektórzy trwali w agonii, widząc swoich oprawców w niebie. Wówczas gniew rozrywał im serca, które jednak nie mogły przestać bić.

W filozofii buddyjskiej uważa się, że jedna chwila gniewu potrafi zniszczyć całą zasługę, budowaną przez całe życie. Gniew, nie musi być jednak związany z wybuchowością; co więcej ludzie krzykliwi są często dobroduszni a ich wybuchy oczyszczają ich aurę, nie robiąc im krzywdy. Gniew może być ukryty i przywdziewać różnorakie maski: od cierpiętnictwa do skrywanej za zasłoną sztucznego uśmiechu negatywnej postawy.

Opowiem wam historię. W pewnym miejscu żyły dwie dziewczynki. Przyjaźniły się przez wiele lat. Nieco starsza, jako że pochodziła z bogatej rodziny, dzieliła się z przyjaciółką wszystkim, co miała. Druga zaś, czasami czuła się z tym niekomfortowo. W ten sposób zaburzyła się równowaga, która przerodziła się w nieuświadomioną nienawiść. Gdy starsza przyjaciółka założyła rodzinę, dzieliła się szczęściem z mężem i dziećmi, które przyszły na świat dwa lata później. Młodsza kobieta także wyszła za mąż, ale życie jej się nie układało. Winiła cały świat za to, że spotykają ją niepowodzenia. W końcu zrobiła coś bardzo złego i przez krótki czas rozkoszowała się nieszczęściem, które spowodowała. Starsza kobieta stawiła czoło problemom i mimo, że dowiedziała się, co je spowodowało – wybaczyła, wybierając bycie szczęśliwą. Druga już na zawsze pogrążyła się w niechęci i często chorowała, przenosząc swoje traumy na własne dzieci.

Tak działa karma, za którą nie stoi nikt, kto ją rozdziela. Sami ścielimy sobie łóżka.
W Internecie jest wiele wymownych rysunków. Ostatnio krążył taki, na którym przodek mówił do syna „jesteś głupi”, ten powielał ten schemat, mówiąc to samo do swojego potomka. Na końcu tego łańcucha, stał mężczyzna. Wyzbył się on nienawiści i nie pielęgnował traum z  dzieciństwa, rozwijając mądrość. Dzięki temu zamknął strumień przyczynowo-skutkowy i mógł powiedzieć do swojego trzyrocznego malca „jesteś wspaniały i możesz wszystko”.

Trafia do mnie mnóstwo ludzi, u których zdrowie ulotniło się jak kamfora. Skarżą się na różnego rodzaju problemy zdrowotne, nie wiedząc, że tak naprawdę mówią: „Tutaj boli mnie sukces mojego znajomego. A tam, nie mogę sobie poradzić z niechęcią do mojego ojca. Nie kochał mnie wystarczająco. Ten guz to nieuświadomiona chęć śmierci, bo męczę się w życiu i tak naprawdę dalej nie mogę przerobić…”. Tak naprawdę nie ma chorób, tylko ich projekcje. Umiejętność życia w teraźniejszości i zdolność świadomego wybaczania, uwalnia nas wszystkich od cierpienia.

Być może niektórym trudno jest wybaczyć, bo nie wiedzą jak to zrobić? Może próbują ukryć gniew, udawać, że wszystko jest dobrze, a może się czegoś wstydzą? Generalnie ludzie zbyt często boją się czegoś lub upadają pod ciężarem opinii innych. Trzeba więc pamiętać, że gniew to nie nienawiść. Dobrze go poczuć, zrozumieć i ugasić, w procesie wybaczania. Wybaczając nadal można pamiętać i niekoniecznie trzeba uśmiechać się do ludzi, którzy sprawili nam przykrość. Procesu wybaczania dokonujemy dla siebie. Ból może utrzymywać się nawet gdy wybaczymy. Dlatego należy go zaakceptować tak, jak akceptujemy ból po udanej operacji, gdy dochodzimy do zdrowia. Przebaczenie jest naszą decyzją i nie następuje od razu. Jest procesem. Nie ma znaczenia, czy osoba, która sprawiła że cierpimy, czuje skruchę. To jej problem, który nie powinien nas interesować.

Jest jeszcze jeden obrazek, który ostatnio widziałem w Internecie i którym chciałbym się z wami podzielić. Złożony był z dwóch scen. Na pierwszej zobaczyłem marzącego o słońcu kwiatuszka, który łamał się prawie pod ciężarem ulewy. Nie chciał ulewy i nie wiedział, że jest mu potrzebna. Dopiero, gdy wyszło słońce, zrozumiał że bez ulewy nie stałby się pięknym kwiatem. Nie należy więc „zapominać”, ale wykorzystać pamięć do wyciągania lekcji. Bo każda chwila i każda osoba, jest naszym nauczycielem. Jeśli nie przerobimy lekcji, te same sytuacje będą pojawiać się bez końca. A gdy zrozumiemy, że wydarzają się dla naszego dobra i że są naszymi własnymi projekcjami – rozpuszczą się w przestrzeni.

Choroby nie rozpuszczą się przez samo zrozumienie, dlaczego się pojawiły, natomiast uświadomienie sobie ich prapoczątku pozwoli na ich rozpuszczenie. Nie stanie się to natychmiast, ale znacznie zwiększy szansę na lepsze życie, a być może pozwoli na całkowity powrót do zdrowia.

Refleksologia jest niezwykle pomocna w przywracaniu równowagi. Jeśli macie szczęście i traficie do osób, których celem jest rzeczywista pomoc innym, będziecie mieć ogromną szansę na uruchomienie własnych zdolności organizmu do samouzdrowienia. Refleksologia to nie tylko stymulacja receptorów w ciele, to także wymiana energetyczna (jak każdy dotyk lub bliski kontakt z drugą osobą). Wybierajcie mądrze. Spójrzcie na osoby, które próbują przywrócić w was harmonię. To bardzo ważne. Bo jeśli to osoby nieszczęśliwe, zawistne, mające osobiste problemy i wewnętrzne jazdy, to zamiast błogosławieństwa, przekażą wam coś, czego będziecie chcieli się pozbyć.

Terapeuta, niezależnie od wykonywanej profesji, powinien być jak solidne drzewo dające schronienie. Osoby zmieniające metody, skaczące z kwiatka na kwiatek, pogrążone we własnych problemach, wykorzystujące cudze pomysły nie są gotowi pomagać innym. Mogą im tylko zaszkodzić. Jak bowiem osoby, które nie potrafią zarządzać własnym życiem, mogą być drogowskazem dla innych? To tak, jakby ratownik na plaży nie umiał dobrze pływać. Czulibyście się bezpiecznie?

Wybierając terapeutów dla siebie, zadaję im kilka pytań. Często wychodzi, że rozwiązywaniem problemów innych zajmują się osoby, po rozwodzie albo osoby duchowne, które nigdy nie były w związkach partnerskich (przynajmniej być w nich nie powinny). Psychoanalitycy w dużej większości biorą antydepresanty, a lekarze cierpią na rozmaite choroby, wynikające z niehigienicznego trybu życia. Takich ludzi należy unikać. I ludzi, których środkiem wyrazu jest hejt.

Jesteśmy tu tymczasowo i jesteśmy częścią całości. Nikt nie jest oddzielony od reszty. Każda akcja wzbudza reakcję, a każde słowo i czyn powodują, że powstaje energia, która wróci. Można żyć cudownie, albo już za życia być w piekle. Wybór należy do was.

* Milarepa – tybetański jogin, ze szkoły Kagyu.
** przysłowie chińskie.

Możliwość komentowania Żyć i umrzeć bez żalu – oto moja jedyna religia* została wyłączona

Nie lękajcie się

W czasach, gdy byłem dzieckiem, głupi dorośli straszyli mnie i moich rówieśników na różne sposoby, starając się w ten sposób nas tresować. Najczęściej nie było to spowodowane złą wolą, tylko brakiem mądrości, niską inteligencją lub lenistwem. Niektórym dorosłym straszenie innych sprawiało jednak przyjemność. Bawiło ich to, że baliśmy się: ciemności, określonych osób, czarnych samochodów… Odczuwali nad nami przewagę i być może napawali się wyobrażeniem własnej potęgi.

Właśnie takie czynności dorosłych, zasiewały w nas wszystkich traumy. Nawet z pozoru niewinne, acz niedojrzałe zachowania mogą niczym chwasty, z pojedynczego nasiona, rozrosnąć się i zdominować całą przestrzeń. Dlatego tak wielu ludzi ma problemy natury emocjonalnej, które rzutują na jakość ich życia, najczęściej odbierając im zdrowie i radość przeżywania doświadczeń.

Nie jestem już dzieckiem. Dzisiaj jestem dojrzałym naturoterapeutą i staram się pomagać ludziom, osiągać równowagę. Przyszło nam żyć w czasach prymitywnej epoki Internetu, która w tej fazie rozwoju, służy głównie jako narzędzie odmóżdżające. Oprócz tego, sieć służy do szerzenia strachu, manipulacji i nienawiści. Nigdy w historii ludzkiej „złe słowo” nie szerzyło się tak masowo i nigdy nie wyrządzało tak ogromnej krzywdy. Nigdy też nie byliśmy jako społeczeństwo, mniej empatyczni. Ludzie zaczęli się nienawidzić.

Zastraszając innych, można szybko osiągać cele. Strachem można zmusić innych do działań, na które ludzie, nie zdecydowaliby się w zwyczajnych warunkach. Wszyscy przeszliśmy lockdown, gdzie zmuszano nas do działań, nie tyle niewygodnych, co bezsensownych i nie mających na celu naszego dobra. Wstrzymano świat. W tym czasie umierali ludzie z powodu niewłaściwej opieki medycznej i każda osoba, w akcie zgonu miała wpisywaną nieprawdziwą informację. W mediach mówiono, że ludzie umierali z powodu wirusa, a wszyscy wiedzieli, że umierali z powodu celowych zaniedbań. Co więcej zabraniano wolności słowa, nawet w krajach, w których rzekomo można wyrażać swoje zdanie. Nie można było nawet powiedzieć, że lekarze zamiast leczyć niezbyt ciężką infekcję początkową, kazali czekać osobom schorowanym, aż dochodziło do zapalenia płuc i ciężkich powikłań. Wtedy dopiero zabierano ich do szpitali i robiono wiele nieetycznych rzeczy. Przez cały lockdown byłem w Londynie. Pamiętam, jak w wiadomościach powtarzano mantry strachu. Mówiono „w najbliższych tygodniach będziecie świadkami wzmożonej na nieznaną do tej pory skalę zachorowalności”. Kazano nam zostać w domach, wkładać maski, nie kontaktować się ze sobą. A my niczego takiego nie obserwowaliśmy, choć każdego dnia ignorując nakazy, imprezowaliśmy gdzie i ile się dało. Jednak większość ludzi siedziało w domach. Po roku czasu społeczeństwo zmieniło się nie do poznania. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tylu: depresjach, zbyt późno zdiagnozowanych ciężkich chorobach, czy samobójstwach. Nikt na to jednak nie zwracał uwagi. Każdego dnia bombardowano nas liczbami zgonów i mówiono, że „to jeszcze nie koniec”. A potem już dosłownie wszystko przypisywano wirusowi. Jeszcze żadna choroba nie miała tylu niespójnych ze sobą symptomów. Nawet na alergiczne zaczerwienienie oczu nie przepisywano kropli, tylko kazano „czekać” i poddać się kwarantannie.

Media zarabiały miliony na ludzkiej głupocie i strachu. Nagłówki były coraz bardziej przerażające, a treść główna przypominała scenariusze horrorów o zombich. W telewizji pokazywano wywożone ciężarówkami trupy we Włoszech, a w radio mówiono o budowach ogromnych kostnic. Wielu ludzi tego nie wytrzymało, a rządy nie dbały o to, żeby kogokolwiek uspokoić. Zamiast tego wymyślano coraz to wymyślniejsze nakazy, które w niektórych krajach obowiązują do dziś. Na przykład jadąc przez Niemcy, we wrześniu 2022 roku, mogłem wejść do zatłoczonego pubu i mieszać się z ludźmi w dowolny sposób, jednak siedząc w pociągu musiałem mieć maskę. Z tego powodu kupiłem mnóstwo smakołyków i jadłem je przez całą drogę z Kolonii do Berlina. Mój brak maseczki w wielu pasażerach wzbudzał dyskomfort i poczucie lęku.

Niestety opozycja, także wybrała język strachu. „Wybitni” uzdrowiciele i natchnieni szamani trąbili o szkodliwości zakrywania ust i nosa, strasząc grzybicami płuc. Antyszczepionkowcy i płaskoziemcy prześcigali się w pomysłach, pisząc tak jak ich przeciwnicy, scenariusze przeraźliwej przyszłości. Dziwię się do tej pory, że noworodki wyglądają jak… zwyczajne nowonarodzone dzieci, a ludzie zaszczepieni zwyczajnie nie padli trupem. We współczesnym świecie nie ma umiaru…

Osoby, które szukają u mnie pomocy są najczęściej uzależnieni od informacji. Boją się wielu rzeczy, a strach wychodzi w ich ciałach, w postaci różnych chorób. Nie jest to żadna przenośnia. Od dawna wiadomo, że stres wpływa na funkcje organizmu i prowadzi do wielu chorób, czasami śmiertelnych. Z mojego punktu widzenia, każdą chorobę należy rozpracować u energetycznych podstaw, a dopiero potem łagodzić jej fizyczne symptomy. Skupianie się na ciele fizycznym przypomina branie paracetamolu i na chwilowym usuwaniu objawów. A przecież nie o to chodzi. Choroby powstają w umyśle, na długo przed tym, jak się objawią. Między innymi mają swoje korzenie w traumach i przeżyciach naszych przodków. Nie tylko geny transferują informacje. Robią to również memy, które przekazują informacje pozagenetyczne. Wspomnienia naszych przodków są w nas i mogą wpłynąć na nasze zdrowie. Kolejna przyczyna chorób, może leżeć we wczesnym dzieciństwie jednostki. Tutaj kumulują się wszystkie doświadczenia, które niekoniecznie były prawidłowo odczytane. Miałem klientkę, której nerwica i w rezultacie zaburzenia w odżywianiu wyniknęły z cieni, które widziała na zasłonce, oddzielającej aneks kuchenny od sypialni. Będąc dzieckiem, widziała tam „grubą babę” i jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, prawie doprowadziło ją do głodowej śmierci. Ostatnie nasiona zasiewane są w naszym życiu. Czym więcej mamy stresu, tym gorzej dla nas. Dlatego za wszelką cenę, trzeba odcinać się od kultury strachu. Moi klienci mają w sobie wiele skumulowanej złości i najczęściej są pełni obaw. A lęki zawsze są irracjonalne, bo dotyczą czegoś nierzeczywistego, czegoś co się jeszcze nie wydarzyło. Jedni boją się wirusa, inni kolejnych restrykcji. Kolejni ewentualnej wojny, zimna, braku środków do życia i przyszłości w ogóle. Jeszcze inni koncentrują się na tym co było i żyją gdzieś we wspomnieniach, najczęściej użalając się nad sobą. Żadna z powyższych osób nie zdaje sobie sprawy, że zdrowotne problemy, z którymi do mnie przyszli, wynikają z ich umysłu.

Jedną z moich ulubionych piosenek z dzieciństwa, jest piosenka Edyty Geppert „Zawitaj do nas właściwy wietrze”. Do tej pory pamiętam, jak patrząc w lusterko, śpiewałem do dezodorantu razem z nią:

„Trzeba, trzeba śnić, trzeba żyć ponad stan,
Trzeba marzyć i się nie bać, choć rozsądek ci czasem szepce,
Że się boi i że nie chce…”

Bo żyje się tylko raz i „nic dwa razy się nie zdarza… choćbyśmy uczniami byli, najtępszymi w szkole świata, nie będziemy repetować, żadnej zimy ani lata” – jak pisała Szymborska. Dlatego trzeba żyć, gdy mamy ku temu sposobność.

Terapeuta, niezależnie od specjalizacji, powinien być silny, a jego kondycja psychiczna powinna być na tyle stabilna, by móc pokazać, jak wyzwolić się z problemów, bez brania ich na własne barki. Samo dobre serce nie wystarczy, by wyciągnąć topiącą się osobę z wody. Żeby komuś pomóc we wspomnianej sytuacji, trzeba umieć pływać lub mieć odpowiedni sprzęt. Inaczej na dno pójdą przynajmniej dwie jednostki. Umiejętność pływania i znajomość terenu pozwalają prawidłowo ocenić sytuację. Wykwalifikowany ratownik wie, gdzie jest płytko oraz jak poinstruować osobę w potrzebie, aby ograniczyć ryzyko jej śmierci.

Refleksolog po kilkudniowych warsztatach, dietetyk po tygodniowym kursie online, bioenergoterapeuta po przeczytaniu kilku inspirujących książek ( i tak dalej, i tak dalej) nie pomogą osiągnąć równowagi. Naturoterapia wymaga dużej wiedzy i praktyki. Jednym z ulubionych słów osób zajmujących się różnego rodzaju terapiami, jest „holistyczny”, jednak obawiam się, że mało kto rozumie znaczenie tego słowa. Setki refleksologów, których obserwuję uważają, że ich „holistyczne leczenie polega na stymulowaniu całych stóp, bo dzięki temu informacja dociera do całego organizmu i to on sam wybiera, co jest dla niego najlepsze”. Tacy właśnie specjaliści otwierają gabinety i dlatego też refleksologia jest spychana na granicę zabobonów. Czym więc jest medycyna holistyczna? Według holizmu człowiek jest układem całościowym i jako takiego należy go traktować, zapewniając mu komfort bio-psycho-społeczny. A żeby to zrobić, trzeba każdą odwiedzającą refleksologów osobę poznać, zadając jej właściwe pytania. Wszyscy naturoterapeuci ( w tym refleksolodzy) muszą mieć wiedzę z zakresu podstaw medycyny: anatomii, fizjologii i patologii. Wiedza o ciele energetycznym, czakrach, psychologii i socjologii też w zasadzie są niezbędne. I przede wszystkim należy pamiętać, że uczyć należy się przez cały czas.

Trzeba w końcu zacząć poważnie traktować zawód 323011. Wielu kursantów walczy o dyplomy, które tak naprawdę nie są im potrzebne do wykonywania zawodu. Ile wojen, awantur i bezsensownych słów padło w związku z dyplomami. Ile mitów powstało wokół szkół mających lub nie mających uprawnień do wydawania „dyplomów zawodowych”. Tak naprawdę każda firma szkoleniowa może wydawać dowolne dyplomy w zakresie refleksologii i żadna nie ma większych lub mniejszych uprawnień w tym zakresie. Ale ludziom można tłumaczyć różne rzeczy, rzucając przysłowiowym grochem o ścianę. Widocznie lubimy walkę. Tylko jak to się ma do zawodów, które można spiąć synonimem „uzdrowiciel”?

Jestem idealistą i pociągają mnie osoby obdarzone pasją i wewnętrzną siłą. Prywatnie przyjaźnię się wyłącznie z takimi jednostkami, ponieważ przebywanie w środowisku zrzęd i malkontentów obniża energię do wibracji nieodpowiedniej dla ludzi, zaś pozwalanie sobie na strach i obawy powoduje, że wibracja spada na właściwą dla zwierząt, co znacznie skraca życie i wyjątkowo źle wpływa na stan psychiczny i zdrowie. Dlatego według mnie powinniśmy natychmiast porzucać nieodpowiednie dla nas wibracje i osoby, które je emitują. Czasami jest to trudne, ale należy próbować. Często ludzie nie wierzą we własne siły i obawiają się, że sobie nie poradzą w nieprzyjaznym świecie, dlatego pozostają w toksycznych związkach lub żyją z rodzicami, którzy wysysają z nich energię. Takie relacje są groźne, ponieważ ich rezultatem jest wiele poważnych chorób. Nie da się ich wyleczyć, jeśli nie zostanie usunięte źródło. Mam wielu klientów, którzy po kilku wizytach u mnie czują się wspaniale, a potem wracają do swoich światów i wszystko zaczyna się od nowa.

To straszne, błędne koło wydaje się nie mieć końca. Ludzie są tłamszeni i ograniczani przez swoich bliskich i przez cały system edukacyjny, następnie wkraczają w dorosłość, która często nie jest łatwiejsza. Wpadają w system wierząc, że nie mają innego wyjścia. Najczęstszym wyrażeniem, które słyszę od moich klientów jest „no ale co zrobić…”. Mówię wtedy, że najlepiej zacząć od odcięcia się od światowych informacji, zrobienie planów, zarówno krótko- jak i długo terminowych, analiza swoich związków i układów oraz znalezienie odpowiedzi na pytanie, co uczyni ich szczęśliwymi. Z refleksologicznego punktu widzenia, na pierwszym spotkaniu, staram się takie osoby głęboko rozluźnić. Stosuję odpowiednie olejki, muzykę i światło. Pracuję misami, wyrównując energię w czakrach, następnie rozluźniam twarz i głowę. To bardzo ważne. Na końcu zajmuję się stopami. Kilka lat temu odkryłem linie, których masowanie powoduje oczyszczenie energetyczne i przynosi natychmiastowe rozluźnienie. Bardzo ważne są: sesje energetyczne i uspokajające, polegające na ledwo zauważalnym dotyku. Refleksologia czasami przypomina pieszczotę, która wywołuje w organizmie efekt motyla, doprowadzając do oczyszczających łez i śmiechu po nim. Po takim katharzis, dobrze jest wypić zieloną herbatę i poświęcić kolejne pół godziny na szczera rozmowę. Bądźcie najlepsi. Wybierając ten zawód kierowaliście się dobrem innych. Prawda?

Możliwość komentowania Nie lękajcie się została wyłączona

Jeszcze raz o bólu.

Dzisiaj chciałbym jeszcze raz wypowiedzieć się na temat szkodliwości bólu, który zadają swoim pacjentom różnej maści terapeuci. Niektórzy nawet twierdzą, że „ból oczyszcza” lub, że jest on pozytywny, prowadząc do „uzdrowienia”. Zdaję sobie sprawę, że niewiedza jest najczęściej nierozpoznana i przykryta dumą, dlatego ciągle wypowiadam się na ten temat, mając nadzieję, że choć część ludzi zmieni metody i nie obarczy dodatkowymi traumami klientów, poszukujących pomocy. Mam też nadzieję, że osoby używające słowa „dyplomowany” przed zawodem (na przykład refleksolog), zdobędą choć podstawy wiedzy z zakresu anatomii i fizjologii ciała człowieka, aby „po pierwsze nie szkodzić” swoim klientom.

Zacznijmy od tego, co robią refleksolodzy lub akupresurzyści. Upraszczając, można powiedzieć, że znajdują receptor lub grupę receptorów, które następnie uciskają. Żeby osiągnąć zamierzony rezultat, powinni czynność kilkakrotnie powtórzyć, naciskając tak, aby doszło do przekazania impulsu: z receptora do ośrodkowego układu nerwowego. Zapewniam was, że nawet lekki nacisk zostanie zarejestrowany. Wrażliwe nawet na lekki dotyk ciałka krańcowe, przekażą informację połączonemu z nimi nerwowi czuciowemu, która pobiegnie obwodowymi nerwami czuciowymi do rdzenia kręgowego a potem do kory mózgowej. Tam nastąpi analiza, która po chwili dotrze również do świadomości osoby, która odczuwa ucisk.

Gdy uciśniemy za mocno, powstanie ból. Ciałka krańcowe są wyspecjalizowane i jedne są wrażliwe na dotyk, inne na zmiany temperatury, wibracje i w końcu na ból. Refleksologia polega na stymulowaniu dotykowym, cieplnym lub wibracyjnym. Ból natomiast jest nie tylko zbędny ale i szkodliwy. Gdy nacisk przekracza próg bólowy, klienci sztywnieją i napinają mięśnie. Pobudzony receptor bólowy przekaże natychmiast impuls do rdzenia kręgowego, a w ciele dojdzie do odruchu bezwarunkowego. Nastąpi blokada i zamiast równowagi w organizmie dojdzie do obrony przed niechcianym bodźcem. Gdy przytrzymamy nogę klienta i dalej będziemy go torturować, informacją dojdzie do podwzgórza, który wydzieli kortykotropinę, dzięki której przedni płat przysadki uwolni ACTH do krwi. Natychmiast po tym ACTH zostanie wyłapany przez receptory w korze nadnerczy, które jak na rozkaz wyrzucą jednocześnie trzy hormony: kortyzol, adrenalinę i noradrenalinę. Dzięki kortyzolowi wolne kwasy tłuszczowe zostaną zmobilizowane, a kolejne hormony wycofają część krwi z mniej priorytetowych miejsc (na przykład ze skóry) do mięśni. To wszystko stanie się w bardzo krótkim czasie i gdy usłyszymy syk klienta, cały organizm będzie w stanie gotowości do walki.

Refleksolodzy i inni naturoterapeuci zajmujący się metodami przywracającymi harmonię w organizmie, powinni zdać sobie w końcu sprawę z tego, że sprawiając ból – szkodzą. Najskuteczniejszą metodą jest edukacja. Mamy XXI wiek i dostęp do nauki jest bardzo łatwy. Ukończenie dwudniowych warsztatów niewiele daje, dlatego niezależnie od tego jaką szkołę wybieracie, uczcie się tego, jak funkcjonuje człowiek. Jeśli posiądziecie choć trochę wiedzy zrozumiecie, że bieganie po całej stopie nie przywraca homeostazy i że sesja refleksologiczna wymaga inteligentnego planu i właściwej kolejności. Bo żeby na przykład pobudzić nadnercza do wyrzutu adrenaliny, trzeba stymulować podwzgórze i przysadkę, a potem pobudzić układ krwionośny, aby przyspieszyć proces, na którym nam zależy. A ból to wszystko zakłóci i zniszczy całe piękno, które mogłoby się wydarzyć.

Możliwość komentowania Jeszcze raz o bólu. została wyłączona

Nie dajcie się zwariować

Helscy wczasowicze kaszlą i kichają. Prawie wszyscy. W Sopocie to samo i w Gdyni. Rzuciło mi się to w oczy, bo nigdy społeczeństwo nie było tak rozkichane, a już napewno nie latem. Podobno od pogody. Ale pogoda jest ładna, taka jak powinna być latem, choć wieczory i ranki bywają chłodne. Czemu tak masowo ludzie chorują? Przede wszystkim dlatego, że żyli w izolacji, odcięci maseczkami od świata. Zmuszano ich do nienaturalnych zachowań, rozleniwiając ich system odpornościowy.

Czy wiecie jak można „załatwić” dziecko, powodując, że będzie chorowite, podatne na infekcje i alergeny? Najlepiej w tym celu zamknąć go w sterylnym pomieszczeniu, chuchać – dmuchać i nie pozwolić niczego dotykać. Jeszcze lepiej nie karmić niemowlęcia piersią. Wszystko razem spowoduje, że jako rodzice, wydamy fortunę na lekarzy, którzy dobiją młode organizmy antybiotykami i sterydami.

Będziemy teraz doświadczać wirusowych fal, jedna za drugą, aż odbudujemy odporność stadną. Bo należy pamiętać, że „od pogody”, nie da się zachorować. Mamy XXI wiek, a ludzie wciąż myślą, że można się przeziębić od chłodu lub zamarznięcia. Jest wprost przeciwnie. Chłód może poprawić działanie układu odpornościowego, na przykład chodzenie po plaży, ziemi, trawie, niezależnie od temperatury na zewnątrz. Witaminy C oraz D również poprawiają naszą zdolność do obrony przed infekcjami. I cynk, i magnez, i cała reszta witamin z grupy B. Trzeba o tym koniecznie pamiętać.

Tak więc chłód, nie niesie ze sobą wirusów i bakterii, a to tylko one wywołują przeziębienia. Ponad 200 wirusów krąży obok nas od momentu poczęcia, do śmierci. I odcinanie się od nich niczego nie daje. To co należy robić, to dbać o odporność: zdrowo się odżywiać, zadbać o kondycję fizyczną i mentalną, uziemiać się i stosować refleksologię. Bo ona prowadzi do homeostazy, za każdym razem.

Co należy robić? Najlepiej zacząć od refleksów jelit, by pobudzić układ pokarmowy do wchłaniania niezbędnych substancji i wydalania tych niepotrzebnych. Pobudzanie jelit uaktywnia też nasz układ odpornościowy i przebudza układ nerwowy. Bo jelita to drugi mózg, a mózg to centrum dowodzenia. Potem najlepiej przejść na obszar refleksologiczny wątroby, który należy pobudzić, tym samym zwiększając metabolizm. Energetycznie uaktywni to splot słoneczny i ogrzeje nasze ciało, spalając to, co nam szkodzi. Następnie pobudzimy receptor wyrostka robaczkowego. Jest to mały strażnik układu odpornościowego, produkujący mnóstwo żołnierzy walczących z patogenami. Następnie musimy rozmasować do góry, obszar śledziony i później grasicy, pamiętając że jej punkty refleksologiczne na stopach znajdują się w kilku miejscach. Czemu? Bo taka jej natura. Sam organ migruje do okolicznych węzłów chłonnych i wraz z wiekiem, powoli zanika. Później dobrze jest doładować przysadkę i później nadnercza oraz tarczycę. Czemu w tej kolejności? Bo tak działa nasz organizm. To przysadka wysyła komendy innym gruczołom poprzez hormony. Na koniec należy pobudzić dwa układy: limfatyczny i krwionośny. Niech rozprowadzą to co należy, po całym organizmie. Wtajemniczeni mogą dodać wisienkę na torcie w postaci sesji energetycznej.

Jest środek lata. Energia słońca ma największą moc. Dobrze jest wystawić się na jego działanie każdego dnia, na dwadzieścia minut bez żadnych barier ochronnych. W tym samym czasie można się uziemiać, spacerując na boso i będąc tak rozebranymi, na ile możemy sobie pozwolić, nie narażając się na aresztowanie lub nieprzyjemności. Słońce ma wielką moc i oczyszcza najsilniej. Szamani mogą też skorzystać z energii księżyca i wody. Ta chłodna energia kobieca, obmywa subtelniej, prowadząc do głębokiego rozluznienia. A to również wpływa dobrze na naszą kondycję.

Najgorzej jest siedzieć w domach i się bać. Najgorzej dusić się w maskach i przyłbicach. Najgorzej nie móc dotknąć drugiego człowieka i traktować innych jak wrogów albo jak duchy z upiornego horroru. Najgorzej się ciągle bać i nie żyć przez te wszystkie lęki, albo żyć jak zombie, gdzieś pomiędzy walką o papier toaletowy a pielegnowaniem traum przez odbiornikiem telewizyjnym, w którym nieuczciwi dziennikarze sączą sfabrykowane newsy. Ludzie od tego chorują psychicznie. Tak wiele osób odebrało sobie życie, bo nie wytrzymało napięcia…

Choroba jest stanem przejściowym, czymś normalnym jak deszcz, burza, czasami huragan. Nawet najzdrowsze organizmy czasami chorują. Nie można tego demonizować. Nie aż tak, jak ostatnio. Boli mnie, że dziennikarze znów zaczynają siać jad, rozkoszując się ludzkimi lekami, które wywołują. Najlepszym co możemy zrobić, to przestać klikać, słuchać i oglądać. Niech znajdą się na pustyni, samotni i bez widzów.

A jeśli już ktoś zachoruje, to niech się leczy. Nie czekajmy dziesięciu dni, aż infekcja się rozwinie, bo to najmniej rozsądne rozwiązanie. Ciągle zachodzę w głowę, jak lekarze XXI wieku mogli nakazywać ludziom, zamiast leczyć choroby, pielęgnować je i doprowadzać do ich rozwoju, do stanu ciężkiego, do śmierci… Jeśli to głupota… a jeśli nie? Jeśli to celowe, to bestialstwo…

Zwiększone dawki witamin: C, B, D, cynku, magnezu. Zioła łagodzące kaszel. Dużo picia, najlepiej herbatek ziołowych. I bulionu. Prawdziwy bulion jest zbawienny i najlepiej pić go zawsze, nie tylko podczas choroby. Czyścić nos: na szklankę wody, płaska łyżeczka soli i 1/3 łyżeczka sody oczyszczonej. Stosować olejki eteryczne, gęsi smalec, wodę z imbirem, cytryną i miodem (ale nie cieplejsze niż 50°C). Temperatury podwyzszonej raczej nie zbijać, a jeśli będzie zbyt wysoka, można owinąć się chłodnym prześcieradłem wymoczonym w wodzie z solą. Taki okład może wyciągnąć toksyny i obniżyć gorączkę.

Należy unikać cukru, przejadania się, palenia papierosów i picia alkoholu, ćwiczeń fizycznych podczas choroby i gorących kąpieli. Stosowanie gorących inhalacji zaostrza katar i choroby zatok, tak jak chodzenie do sauny.

Podczas choroby należy zwyczajnie odpocząć i pomoc organizmowi odzyskać równowagę. Refleksolgia jest tutaj zbawienna. Jeśli nie macie siły masować własnych stóp, pracujcie na dłoniach.

Możliwość komentowania Nie dajcie się zwariować została wyłączona

Rozmasowanie lęku

Gdy człowiek się czegoś boi, łatwiej nim manipulować. Powodowany lękiem, niczym w amoku, wykonuje polecenia, które rzekomo mają uchronić go przed czymś nieokreślenie strasznym. Większość z nas, była straszona przez nieodpowiedzialnych opiekunów. Robili to świadomie, po to by zmusić nas do posłuszeństwa i ograniczyć nam wolność. Nazywano to „wychowaniem’, przygotowując nas do ról, które mieliśmy odgrywać w społeczeństwie. Jako dzieci, często byliśmy „inwestycją”, która odpowiednio zmanipulowana, miała zapewnić wygodę tym, którzy nas karmili. Trzymani lękiem przed karą, za niewywiązanie się ze „zobowiązań”, ludzie robili to, co im kazano. Poza domem rodzinnym nie było lepiej. Już jako dzieci słyszeliśmy o piekle, do którego trafiało się za błahe przewinienia. Musieliśmy więc obnażać się przed facetami w czarnych sukienkach ze skrytych myśli, pragnień i pięknych uniesień oraz przyjemności, których zaznaliśmy. Nazywano je grzechem, za które miała grozić kara nieskończonej męki w piekielnym ogniu. Wszystko co było przyjemne, było nieczyste i wpajano nam to na każdym kroku. Wiedziano bowiem, że człowiek szczęśliwy jest nieposłuszny systemowi i omija zakazy, które manipulatorzy wyznaczyli, by go kontrolować.

Zbliża się Era Wodnika – czas oświecenia. Wielu z nas wyczuwa, jak nadchodzi jasność. Jesteśmy na kilka chwil przed wschodem słońca i zaczynamy dostrzegać brzask. Widzą to także ci, którzy chcą abyśmy odwrócili oczy od tego cudu i prześcigają się w pomysłach, jak nas wszystkich zastraszyć. Są groźni i mają władzę, którą wykorzystują na wszelkie sposoby. Robią nam wodę z mózgu i pokazowo unicestwiają największych oponentów. Wykorzystują media i pozwalają im przedstawiać świat, w jak najczarniejszych kolorach po to, byśmy ciągle czegoś się obawiali. Czegoś, co nie istnieje…

Lęk jest zawsze irracjonalny i wynika z wyolbrzymionych obaw na temat tego, co może się stać. Oczami wyobraźni ludzie widzą przerażające rzeczy i zdarzenia, dzięki czemu tracą zdrowy rozsądek i zdrowie. Chroniczny lęk prowadzi do licznych zaburzeń psychosomatycznych, a więc do wielu chorób, w tym nagłych i śmiertelnych. Zapisywany jest on też w aurze, lub jak kto woli w sieci neuronów i przekazywany z pokolenia na pokolenie, poprzez naśladownictwo (bardzo często nieświadome i nieproszenie). Memy potrafią przetrwać całe pokolenia i wyjść w postaci traum, zwłaszcza jeśli zgrupują się w mempleksy, czyli w grupy wzajemnie uzupełniających i często wzmacniających się memów. Czynnikiem wzmacniającym, może być podobna sytuacja do tej, zakodowanej w (pod)świadomości, jak na przykład obecny atak zbrojny Rosji na Ukrainę, odświeżający lęki naszych dziadków i babć. Dlatego część ludzi zaczyna zachowywać się tak, jak oni, na przykład robiąc irracjonalnie duże zapasy.
Historia po raz kolejny zatacza koło.

Bojąc się, część ludzi traci zdrowy rozsądek. Słysząc od trzech lat o kolejnych falach i wzrastających liczbach zakażeń, człowiek przestaje myśleć logicznie. Słysząc, że znów zmarło sto pięćdziesiąt osób, nie zdaje sobie często sprawy, że tak naprawdę danego dnia, zmarło o wiele więcej istot i że ta przykre zjawisko wydarza się codziennie. Ludzie umierają na świecie w każdej sekundzie, w każdej chwili, ciągle… Każdy kiedyś umrze, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Dlatego należy otrząsnąć się z irracjonalnych lęków i żyć, póki jest to fizjologicznie możliwe.

Klienci którzy do mnie trafiają, zazwyczaj niosą ogromny bagaż lęków i traum, z których wynika większość ich problemów zdrowotnych. Dlatego stworzyłem wiele niepowtarzalnych sesji refleksologicznych, uwalniających ludzi od ich własnych emocji. Refleksologia jest cudem – wierzę w to całym sercem, jednakże stosowana razem z terapią oddechową, świetlną i z medytacją, przynosi większe i szybsze korzyści. Jako refleksolodzy, naturopaci, bioenergoterapeuci z dowolnych szkół, powinniśmy dostosowywać swoje metody do potrzeb klientów i sytuacji, w której się znajdujemy. A większość osób odwiedzających nasze gabinety ma problemy wynikające z lęków, traum i stresu dnia codziennego. Dlatego nie wystarczy pochodzić po stopach, tylko znaleźć przyczynę i ją „rozmasować”. Czasami wystarczy dłużej porozmawiać, innym razem przytulić. Zdarza się, że trzeba potrząsnąć lub znaleźć inny, pasujący klucz, który odblokuje energię w czakrze, która nie działa prawidłowo. Wdzięczność na twarzy waszych klientów zapisze się w waszych wspomnieniach i przyczyni się do waszego szczęścia. Pamiętajcie o swoim powołaniu i o tym, że możecie być silni i nieustraszeni!

Możliwość komentowania Rozmasowanie lęku została wyłączona

JAKIE WARUNKI POWINIEN SPEŁNIAĆ REFLEKSOLOG.

Często, gdy organizuję warsztaty refleksologiczne, pada pytanie „czy trzeba spełniać jakieś wymagania”, żeby dostać się na kurs. Pytający mają zazwyczaj na myśli wcześniejsze doświadczenie lub ukończone kursy, nie myśląc w ogóle o predyspozycjach do wykonywania danego zawodu. A przecież nie ma nic ważniejszego od zamiłowań i popędów, bo to one, gdy zrealizowane, przemieniają się w spełnione marzenia. Tak więc, gdy pada takie pytanie, wiem że kandydat nie spełnia swoich marzeń, tylko próbuje (z różnych pobudek) zdobyć nowe umiejętności. Czasami motywują go chorzy członkowie rodziny, czasami bodźcem jest perspektywa nowej pracy, zdarza się też, że inspiracją jest chęć poznania nowych ludzi lub w najgorszym wypadku nuda.

To nie są wystarczająco dobre powody. Wybór zawodu powinien wiązać się z pasją, chęcią rozwoju i radością z wykonywania danej pracy. W innym wypadku, życie zawodowe stanie się koniecznością, a praca po godzinach, wyniszczającym koszmarem. Nie życzę nikomu, żeby był refleksologiem z przymusu, albo nawet z przypadku, czy nierozsądnego wyboru. Wyobrażacie sobie dotykać stóp przez kilka godzin dziennie i nie widzieć w tym wyższego znaczenia? Albo masować stopy obcych ludzi, bo na tym polega ten zawód? Koszmar!

Pracując w instytucje opieki psychiatrycznej, miałem wielu pacjentów. Byli to dorośli ludzie, którzy nie potrafili dbać o siebie i swoje potrzeby. Raz na sześć tygodni odwiedzał nas pan podolog, który (wydawało mi się) wykonywał swoją pracę za karę. Był wyraźnie nieszczęśliwy i patrzył na stopy pacjentów z wyraźnym obrzydzeniem. Współczułem mu patrząc jak się męczy i nawet raz, zupełnie niewinnie zapytałem, czemu wybrał taki właśnie zawód. Odpowiedź wcale mnie nie zaskoczyła. Wiele lat wcześniej, Urząd Pracy ( w Wielkiej Brytanii) skierował go na bezpłatne szkolenie, rozpoczynając nowy rozdział w jego życiu. Ot, cała historia.

Refleksolog powinien być dobrym człowiekiem. I nie chodzi mi tutaj o przyklejony uśmiech lub przesadną miłość do wszystkich istot we wszechświecie, ale o zwykłą ludzką uczciwość, tolerancję i nieszkodzenie tym, których się nie rozumie. Chęć niesienia pomocy powinna być głównym motywem wyboru tego zawodu, a ciekawość ludzi i otaczającego nas świata jedną z dominujących cech kandydatów na refleksologów. Cechami drugorzędnymi powinny być mądrość i współczucie, zainteresowania medycyną naturalną oraz chęć rozwoju i uczenia się nowych rzeczy. Bardzo ważna jest otwartość umysłu, skłonność do radości, pozytywny i otwarty charakter i wnikliwość, bez której trudno rozwiązać nawet proste problemy. Miłość do drugiego człowieka jest również niezbędna.

Jeśli miałbym powiedzieć, jaki nie powinien być refleksolog, to pierwszą cechą przychodzącą mi do głowy jest zawziętość. Upór też nie jest wskazany, ani zapalczywość. Czasami spotykam ludzi dumnych, zadufanych w sobie. Kiedyś, będąc na spotkaniu refleksologów i naturoterapeutów w Londynie roześmiałem się takiej jednej pani w twarz, bo tak mocno zachwyciła się sobą, że straciła kontakt z rzeczywistością. Pamiętam, że nie mogłem zrozumieć, jak można wpaść w samouwielbienie dzięki masowaniu stóp. W Azji uważają, że jest to jeden z najgorszych zawodów… I to mnie właśnie rozbawiło.

Kocham swój zawód i widzę w nim ogromny potencjał. Mam fiksum-dyrdum na punkcie medycyny naturalnej i czuję kontakt z otaczającymi mnie ludźmi i przestrzenią. Uwielbiam odkrywać nowe rzeczy i gdy okazuje się, że moje nowe metody działają, nie mogę spać z podniecenia. Albo gdy ludzie dzwonią do mnie kilka dni po sesji, by jeszcze raz podziękować. Mało rzeczy cieszy mnie bardziej. Uwielbiam ten moment, gdy widzę jak wyładowania w aurze człowieka zaczynają się uspokajać i jak ciało się rozluźnia. Na twarz wchodzi wtedy delikatny uśmiech, a puls i oddech się wyrównują. Wtedy wiem, że pomagam i że ciało klienta zrozumiało moje sygnały. Wtedy i na mnie spływa błogość. Zamykam wtedy oczy i pracuję dalej w skupieniu.

Łączę metody. Stworzyłem wiele nowych sesji, nadając im imiona. Sprawia mi ogromną radość dzielenie się nimi z innymi ludźmi, a największe zadowolenie pojawia się gdy słyszę „Frederick, to naprawdę działa”. Wtedy się spełniam i nabieram nowych sił do działania. Rozwijam skrzydła i daję z siebie jeszcze więcej.
Więc tak – zapisując się na warsztaty, powinno spełniać się przynajmniej jedno wymaganie. Trzeba pragnąć własnego rozwoju, poprzez uszczęśliwianie innych. Nic więcej.

1 komentarz